tekst i zdjęcia: Marta Sowińska
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę tylko, że Tour du Mont Blanc to długodystansowy szlak dookoła masywu Mont Blanc, liczący ok. 170 km i ok. 10 000 m przewyższenia. Ostateczne wartości zależą od tego, czy śmiałkowie bądź śmiałkinie zdecydują się podążać podstawową trasą czy też skorzystają z jej licznych wariantów, które zapewniają nieco więcej adrenaliny ze względu na ekspozycję i przewyższenia. Przewodniki mówią, że szlak pokonywany jest zazwyczaj w 9-12 dni, a na trasie znajdują się liczne refuge (schroniska), kwatery czy hotele… My wybraliśmy namiot i zaplanowaliśmy pokonanie trasy w pięć dni. Ale przecież nie może być zbyt lekko…
Chyba każdy biegacz słyszał o kultowych zawodach górskich UTMB, które zostały poprowadzone właśnie trasą TMB. Jednak… ja nie kocham rywalizacji i startów, lubię chłonąć góry na swoich zasadach, zwłaszcza, że czasu u mnie brak, więc ciężko jest mi się wpasować w kalendarz imprez biegowych. I tak stopniowo od trekkingu przeszłam do jednodniowych biegowych wypadów w góry, co pozwoliło mi na pokonywanie większych odległości, a potem w moich marzeniach pojawił się fastpacking pozwalający na przemierzanie znacznych odległości z miejsca na miejsce, „na lekko” jedynie z tym, co ma się w plecaku. Kiedy szukałam inspiracji na kilkudniowe wyprawy biegowe, niejako samoistnie myśli moje skierowały się ku trasie kultowego biegu. Zaledwie w kilka miesięcy później, po skompletowaniu całego sprzętu, z moim partnerem wysiedliśmy na dworcu w Courmayeur, by zrealizować jedno z biegowych marzeń.
Pech chciał, że akurat, gdy przyjechaliśmy do Włoch, nad Europę nadciągnął front, który przyniósł ze sobą zmianę pogody. Upalne lato, jakie mogliśmy oglądać zaledwie kilka dni wcześniej podczas zawodów UTMB, odeszło w niepamięć. Niebo zasnuło się chmurami, zrobiło się zimno i zaczęło lać. I to z przytupem, bo takich ulew już dawno nie widziałam. Po deszczu na chwilę wyszło słońce, ale wciąż było zimno. Czwartego dnia wyprawy spadł śnieg, a temperatura w nocy spadła mocno poniżej zera. Obudziliśmy się w namiocie zasypanym na około 10 cm białym puchem, ze skostniałymi dłońmi, opuchniętymi twarzami i brakiem perspektyw na dalszą podróż w kontekście braku jakiegokolwiek sprzętu, którego moglibyśmy użyć na wysokości powyżej 2000 m n.p.m. Bo nawet buty, co oczywiste, mieliśmy biegowe. Podobno takiej pogody o tej porze roku nie było tu od lat. Podjęliśmy jednak ryzyko, obiecując sobie, że w przypadku jakiegokolwiek zagrożenia zawracamy i kończymy naszą podróż. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a widoki podczas ostatnich kilometrów trasy wynagrodziły nam wcześniejsze niedogodności.
A skoro mowa o widokach, to, trzeba przyznać, że w Alpach robią one niesamowite wrażenie. Monumentalizm gór potęgują otaczające je doliny, którymi wiją się spienione potoki. I tylko krowy, od rana do wieczora, spokojnie przeżuwają trawę, niewzruszone na piękno okalającej je przyrody oraz okrzyki zachwytu turystów. A jest co podziwiać: oszałamiający widok na masyw Blanca znad jeziora Lac Blanc, lodowiec Trient widziany z przełęczy Fenetre d’ Arpette, okolice Courmayeur, szwajcarskie wioski, bajkowy krajobraz podczas zejścia do Le Tour czy droga między refuge du Col de la Croix du Bonhomme a Les Chapieux, zimowe widoki z Col de la Seigne. I pewnie wiele, wiele innych, których nie zobaczyliśmy z powodu mgieł i śnieżycy.
I nie mówię tu wyłącznie o sprzęcie, choć w przypadku fastpackingu (zwłaszcza z namiotem) naprawdę warto poświęcić czas, aby optymalnie dobrać wygodny, lekki i funkcjonalny ekwipunek – począwszy od namiotu, poprzez plecak, a skończywszy na skarpetkach. To nie tylko kwestia późniejszego komfortu termicznego czy możliwości skorzystania z nich w nagłych warunkach, ale też fakt, że wszystko trzeba potem nieść na swoich plecach przez wiele dni i wiele kilometrów, dobrze więc, by wybrać jedynie naprawdę potrzebne rzeczy.
Inną kwestią pozostaje właściwe przygotowanie do takiej eskapady. Choć na TMB niezwykle często można spotkać dziarskich emerytów, którzy swoim tempem pokonują trasę, to jednak czym innym jest przemierzenie jej w zaledwie kilka dni, przy znacznych przewyższeniach i z obciążeniem na plecach. Jako biegaczka ultra od roku współpracuję z Wojtkiem w zakresie przygotowań do długich wybiegań, szczególny nacisk kładąc na to, że priorytetem są dla mnie właśnie takie właśnie eskapady. Sumienna realizacja planu treningowego i częste wycieczki biegowe w polskich górach pozwoliły mi na pokonanie TMB bez jakichkolwiek kontuzji czy niedogodności. Mało tego – odpowiednie przygotowanie pozwoliło mi na bardzo szybką regenerację.
Trzeba mi nowych skrzydeł, nowych dróg potrzeba…
Kordian
Pytanie, jakie zawsze pojawia się w trakcie wyprawy, musiało paść i teraz. Odpowiedź nasunęła się sama – od kilku miesięcy, z pewną nieśmiałością, zaczęliśmy fascynować się biegiem TOR330 w Dolinie Aosty, którego przebieg mieliśmy okazję śledzić na żywo – odbywał się on w tym samym czasie, kiedy przebywaliśmy na TMB. W Courmayeur witaliśmy ostatnich zawodników wbiegających na metę. Zatem w przyszłym roku to właśnie tę trasę przemierzymy z namiotem, a później, kto wie, może odważymy się na udział w samych zawodach.
Piękna historia. Idealnie na przykładzie Marty widać jak można krok po kroku, od pomysłu, przez sumienną pracę realizować swoje cele i fantastyczne marzenia. Fakt, że ta historia dotyczy mnie jakby 'osobiście’. Jako trener staram się być zaangażowany w wyzwania każdej osoby z #ultrawayrunningteam, stąd poczucie pewnej odpowiedzialności za powodzenie tej wyprawy. To niebywałe, ale czułe, że jestem z Martą i Michałem na szlaku, po którym rok temu biegłem w zawodach UTMB (link do mojej relacji).
Warto spełniać marzenia, nawet jeśli się to nie opłaca. O rzeczach materialnych zapominamy bardzo szybko. Emocje, wspomnienia i przeżycia zostają z nami do ostatniego oddechu. Inwestuj zatem mądrze, w to co warto!
Wojtek Kotarba, ultraway.pl